Zanim wyjaśnię, co obiecałem w I części wpisu, związek tytułowej czapy ze sprawą podatkową klienta, cofnę się kilkadziesiąt lat, do lat 80-tych ubiegłego stulecia. Studiowałem wówczas prawo na UAM w Poznaniu. Zbliżał się czas wyboru seminarium magisterskiego. Bardzo chciałem dostać się na seminarium prawa karnego prof. Krystyny Daszkiewicz. Aby to osiągnąć uciekłem się do drobnego podstępu…
Pani profesor dla kandydatów przygotowała małą ankietę, małą bo zawierała zaledwie 2 pytania. Pierwsze brzmiało: na jakie seminarium chcesz się zapisać, a drugie: na jakie seminarium zapiszesz się, jeśli nie zostaniesz przyjęty na seminarium pierwszego wyboru. Na pierwsze pytanie odpowiedziałem: „Na seminarium prof. Krystyny Daszkiewicz”, a na drugie: „Tylko na seminarium prof. Krystyny Daszkiewicz!!!” i … zostałem przyjęty.
Pani profesor przyznała później publicznie, że skoro student tak napisał, to nie mogła nie przyjąć go na swoje seminarium.
Skąd moja determinacja? Z dwóch powodów, po pierwsze pani profesor była wybitnym naukowcem, a po drugie była znakomitym dydaktykiem. Zapamiętałem zwłaszcza jej metodę dydaktyczną – polegała na posługiwaniu się ekstremalnymi, skrajnymi przykładami dla zobrazowania nawet najtrudniejszych tzw. instytucji prawa karnego, np. recydywy. Dzięki temu studenci bardzo szybko przyswajali wiedzę. Mimo, że od czasów aplikacji sądowej nie praktykowałem prawa karnego, do dziś dużo pamiętam z tej gałęzi prawa. Na marginesie pamiętam też, że te przykłady uświadamiały nam także błędy w regulacjach prawa karnego forsowanych przez pewnego profesora z Krakowa, co nie przeszkodziło mu zrobić potem znaczącej kariery.
Przy okazji, pani profesor obchodzi w tych dniach 100 rocznicę urodzin. 100 + VAT Pani Profesor!, że posłużę się nomenklaturą z jednej dziedzin mojej specjalizacji zawodowej, czyli podatków.
Korzystając z metody dydaktycznej pani profesor, będąc przy tym zaledwie jej bladym naśladowcą, pozwolę sobie zobrazować podatkową sytuację mojego klienta, opisaną w części I wpisu, tak jakby miały do niej zastosowanie przepisy prawa karnego, gdyby organy skarbowe i sądy administracyjne orzekały w pełni tak jak sądy karne, a w dodatku, jak za starych czasów, dysponując karą śmierci.
Sytuację klienta można by przyrównać do tego, że w I instancji organ skazał go (mając na względzie wysokość wymierzonego podatku!) na czapę, a organ II instancji ją podtrzymał. Podatnik trafia do więzienia, do celi śmierci.
Skazany podatnik odwołuje się jednak do władzy sądowniczej i ta w I instancji (WSA) uniewinnia go. Organy skarbowe odwołują się od tego wyroku, więc wyrok WSA nie staje się prawomocny. W końcu po 2 latach (tyle mniej więcej trwa to obecnie) zapada wyrok NSA, także korzystny dla podatnika. Uradowana rodzina spieszy bez chwili zwłoki do więzienia powitać na wolności podatnika. Podatnika jednak nie ma!
Gdzie on jest ? Pytają naczelnika więzienia,
A naczelnik: „Nie ma, powiesiliśmy go parę dni temu!”
Rodzina: „Jak to powiesiliście?!”
Naczelnik: „No normalnie powiesiliśmy, przecież decyzje organów skarbowych pozostawały w obrocie prawnym, a wyrok WSA nie był prawomocny!”
Absurd? Oczywiście! Tak jak często w dramacie „Czapa, czyli śmierć na raty”.
Jakże przypomina to obecne tłumaczenie organów skarbowych w sprawie zaliczenia bieżących wpłat na poczet niewykonalnej decyzji. Oczywiście podatnikowi nie jest do śmiechu, że decyzja niewykonalna, w znacznym zakresie została wykonana!
Od razu zapowiadam część trzecią artykułu, w której opiszę, jak sytuacja powinna zostać rozwiązana, i jak się finalnie zakończyła.